Silent A pisze:Jakoś dziwnym trafem większość keszerów zmienia telefon na dedykowany odbiornik GPS więc jednak jakaś różnica jest.
Z tą większością to bym nie przesadzał - na pewno duży odsetek, ale bez przesady
A co do różnicy, to z mojego posta wyraźnie wynika, że wiem, że różnica jest i sam wymieniłem ich nawet kilka - sęk w tym, że nie dla każdego musi ona oznaczać potrzebę zakupu Garmina.
Obstawiałbym, że powody przesiadki są takie, jak opisał Ranwers, a dodałbym jeszcze dwa, których bym nie bagatelizował:
1. Przekonanie, że co jak co, ale Garmin na dłuższą metę to "must have" pro keszera i nic go nie zastąpi (jeszcze parę lat temu może i tak było).
2. Nie każdy jest biegły w nowinkach technicznych - niektórzy nie czują się dobrze na Androidzie, gdzie mają dużo opcji i multum aplikacji z wieloma funkcjami. W przypadku Garmina masz odbiornik, który jest prostszy w obsłudze, bo ma tylko jedną główną funkcję i wiadomo, do czego ma służyć. Nie musisz się zastanawiać nad wyborem jednego z miliona programów, następnie jednej z miliarda map w odpowiednim formacie, które musisz potem robić samodzielnie, o ile nie masz stałego dostępu do netu w telefonie itp. itd.
Co do pracy na baterii, to dodałbym, że decyzja na tym tle to CZASEM efekt tego, że ktoś kupi sobie telefon ze zbyt dużym ekranem i zbyt wyśrubowanymi parametrami - ani jedno, ani drugie nie sprzyja keszowaniu, bo znacznie skraca czas pracy telefonu na baterii. Keszowałem do tej pory na dwóch smartfonach z ekranem 3,2'' i przy pełnym naładowaniu starczały na kilkanaście godzin keszowania - oczywiście są tacy, którzy potrzebują pracy nawigacji przez kilka dni non stop, ale sądzę, że jest ich wśród nas dużo mniej niż użytkowników Garminów. No i, tak jak napisał Ranwers, są power banki, dzięki którym bateria przestaje być problemem, ale oprócz tego, że to dodatkowy gadżet i nie każdemu to pasuje, to wiele osób w ogóle nie wie, że coś takiego istnieje.
O ile nie robisz czegoś naprawdę ekstremalnego, to z mojego punktu widzenia (osoby zdobywającej kesze zwykłe, spacerowe i urbeksowe, bardziej lub mniej ekstremalne, ale także lubiącej nowinki techniczne) główną, wyraźną przewagą Garmina jest praca na mrozie - tutaj rzeczywiście nie ma co porównywać, bo zimą często telefon mi lagował, nie odświeżał pozycji, miał mniejszą dokładność itd. Jakbym miał za dużo kasy, to pewnie bym sobie kupił jakiegoś Garmina Montanę albo Sportivę, bo jestem na tyle wkręcony w różne czynności "outdoorowe", że z ciekawości bym je wypróbował, ale musząc wybierać na pewno nie wymieniłbym telefonu na żadne z tych urządzeń, bo telefon jest dla mnie po prostu wygodniejszy i bardziej wszechstronny. Podkreślam, że mówię o tym, jak to wygląda z mojego punktu widzenia, a piszę to, co piszę, bo może ktoś też wcale nie potrzebuje Garmina i niepotrzebnie się na niego wykosztuje. Znam jedną osobę, która kupiła sobie żółtka, którego prawie w ogóle nie używa, odkąd kupiła telefon, a nawet bez telefonu często wolała mapę, bo obsługa nie była zbyt wygodna. Nie chcę prowadzić krucjaty antygarminowej, tylko pokazać niezdecydowanym blaski i cienie, które można rozważyć.